Patrz i pamiętaj

Sposób, w jaki Grunberg zestawia wagę misji Karskiego z kinem jako medium przeznaczonym do egzorcyzmowania duchów przeszłości, budzi najwyższe uznanie. Nieprzypadkowo Ameryka po raz drugi
Powiedzieć, że Jan Karski zasłużył na filmową biografię, to nie powiedzieć nic. To raczej kino –  nobilitowane rozrachunkami z bolesną historią – zasłużyło na Karskiego. Emisariusz wymordowanej w getcie warszawskim ludności żydowskiej i rzecznik Polskiego Państwa Podziemnego mógłby zostać bohaterem wielu filmów, nawet hollywoodzkiego thrillera szpiegowskiego. Miał w końcu urok przedwojennych gwiazd ekranu, wielki talent retoryczny, mówił płynnie w kilku językach i przerzucano go za plecami Niemców po całej Europie. W dokumencie Sławomira Grunberga widzimy tę twarz Karskiego, choć ważniejsze wydają się inne oblicza: człowieka żyjącego w nieuzasadnionym (przynajmniej ze współczesnej perspektywy) poczuciu klęski oraz ironisty piętnującego asekuranctwo członków politycznej sceny.



Już tytułowi "władcy ludzkości" to przecież sformułowanie sarkastyczne, nawiązujące do słów i gestów prezydenta Franklina Delano Roosevelta, który wysłuchał Karskiego na prywatnej audiencji w lipcu 1943 roku. Karski nie był zadowolony z rozwoju sprawy i z tego, że kwestię żydowską zepchnięto na margines, zakopano pod okrąglutkimi, pełnymi patosu frazami. Film pokazuje go jako moralnego zwycięzcę, choć sam bohater twierdził, że misja uświadomienia anglosaskich rządów zakończyła się fiaskiem. Fundamentem jego determinacji było w końcu coś niewyobrażalnego, a z drugiej strony – bezdyskusyjnego. Zabrany do serca warszawskiego getta i punktu przerzutowego w Izbicy, Karski na własne oczy zobaczył, jak w ramach bezwzględnego i efektywnego planu masowo uśmierca się ludzi. "Patrz i pamiętaj" – usłyszał od swojego przewodnika. I zapamiętał na tyle dobrze, że wziął na barki odpowiedzialność za cały żydowski naród.  

Wywiady z Karskim – poza rozmowami przeprowadzonymi przez jego biografa E. Thomasa Wooda – zostały zaczerpnięte głównie z dziewięciogodzinnego eposu Claude'a Lanzmanna "Shoah". Cudzy materiał jest więc emocjonalnym jądrem filmu, ale trudno czynić z tego zarzut w kontekście dramaturgicznej struktury całości: poprzez odpowiedni dobór materiałów Grunberg dociera do – wybaczcie tak wysoki rejestr – sedna umęczonej duszy Karskiego. Wywiady przeplata odrestaurowanymi archiwaliami z getta, materiałami z obozów zagłady, sekwencjami, które po kilku dekadach wciąż wpisują się w definicję "obrazu nieludzkiego" (ta kategoria, zdefiniowana jako coś poza zrozumieniem i poznaniem, pojawia się zresztą w filmie). Kontrapunktem dla rzeczonych scen są fragmenty animowane, które teoretycznie powinny wypełniać luki i stanowić oddzielny, artystyczny kontekst. W praktyce wydają się jednak tautologiczne: powtarzają nie tylko to, czego dowiadujemy się z pozakadrowej narracji, ale również to, o czym opowiada ekspresyjny, zawłaszczający cały ekran bohater.



Sposób, w jaki Grunberg zestawia wagę misji Karskiego z kinem jako medium przeznaczonym do egzorcyzmowania duchów przeszłości, budzi najwyższe uznanie. Nieprzypadkowo Ameryka po raz drugi "odkrywa" bohatera po telewizyjnej premierze filmu Lanzmanna. Przywołując obrazy najokrutniejszych zbrodni, kino oferuje nam skrawek doświadczenia granicznego, odbitą na taśmie namiastkę realnej grozy holokaustu. Pozwala zrozumieć to, co bezdyskusyjne i niewyobrażalne zarazem; paradoks, którego władcy ludzkości zrozumieć nie potrafili.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones